- Ej! Obudź się! - krzyczał do mnie nieznajomy głos. Otworzyłam oczy. Leżał na mnie obcy facet! Gwałtownie się podniosłam, jednak poczułam ostry ból w klatce piersiowej i nie minęła sekunda jak znów leżałam na mokrej ziemi.
- Lepiej się nie ruszaj. Masz połamane żebra.- tajemniczy chłopak znów się do mnie odezwał po czym ze mnie zszedł. Połamane żebra? To ja wogule mam szanse na przeżycie?! Nadal nie wieże jak wielkie mnie szczęście spotyka. No może oprócz tego, że akurat w tym terminie kiedy przyjechałam na wakacje w wyspę musiała udeżyć wielka fala tsunami! Obróciłam na bok głowe. Co zobaczyłam? Połamane i przewrócone drzewa, zbużone domy, samochody nadające sie na złom, martwych ludzi. Co słyszałam? Płaczące dzieci, wołanie o pomoc, krzyk. Co czułam? Ból- fizyczny jak i psychiczny. Być może straciłam najważniejszą osobę w moim życiu! Co z Harrym? Czy on żyje? Jest z nim dobrze? Otrzymał pomoc? Szuka mnie? Takich pytań miałam mnóstwo. Jeżeli on umarł, ja też chcę zginąć. Bez niego moje życie nie ma sensu! W całym moim życiu tylko go umiałam pokochać i zrobić dla niego miejsce w moim sercu. Był dla mnie wszystkim. Pomyśleć, że wszystko co się posiada- pieniądze, dom, rodzinę... miłość- można stracić w jedną sekundę! Zaczęłam płakać. Co ja gadam?! Zaczęłam ryczeć jak małe dziecko! Dałam upust swoim emocjom.
- Gdzie jest Harry?!- zaczęłam starać się krzyczeć na obcego mi mężczyznę, ale niestety nie miałam siły, zbyt źle się czułam, żeby się się kłócić więc krzykiem bym słów " Gdzie jest Harry?!" nie nazwała.
-Yyy. przepraszam, ale nie wiem kto to Harry.- oznajmił.
- ...- nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Nie znam go... i chyba nawet nie chcę znać.
***
Czekamy tu na pomoc już od godziny. Coraz gorzej się czuję. Mam wrażenie, że umieram. A może to dobrze? Morze taki mój los? Już za dużo szczęścia w życiu miałam. To mój koniec... Chcę umrzeć.
- Zaraz na pewno przyjedzie po nas samochód.- uspokajał mnie chłopak. Siedzę tu z nim dłuższy czas, a ciągle nie znam jego imienia. - Zobaczysz będzie dobrze. Pojedziemy do szpitala i znajdziemy twojego Harrego... - cały czas do mnie mówił. Nie pozwalał, żebym zamknęła oczy. A może ja chcę? Chcę je zamknąć i juz nigdy nie otworzyć. Tak, właśnie! Już nigdy ich nie otworzyć...
-Patrz! Jadą! Jadą tu! - krzyczał- Tutaj jesteśmy!- wymachiwał rękami. O nie. Niech tu nie jadą! A z resztą już za późno. I tak umrę.
Jechaliśmy do szpitala. Na każdym, nawet tym najmniejszym wyboju, czułam okropny ból. Nigdy więcej nie przyjadę na wakacje nad morzem. Wolę Wielką Brytanie!
***
- Jak się pani nazywa?- spytała mnie pielęgniarka
- (T.I.)... (T.I.) (T.N.).- od powiedziałam pomimo wielkiego bólu jaki mi sprawiało mówienie. Podziękowała mi i zabrała mnie do jakiejś sali- jak się okazało, sali operacyjnej. No SUPER. Czeka mnie operacja. Jak ja na widok małej strzykawki zaczynam mdleć. I do tego krew... BLE !
Po trzech godzinach operowania znalazłam się w pokoju. Leżało w nim jeszcze chyba z dziesięć osób. Pielęgniarka podłączyła mnie do kroplówki i odeszła. Patrzyłam się w jeden cel, sufit. Cały czas myślałam o Harrym. Co z nim jest? Bez niego nie mam sensu żyć. Tylko go kocham. Tylko go. Harry jest dla mnie wszystkim. Wzorem do naśladowania, pocieszycielem, przyjacielem... no i narzeczonym. Właśnie... narzeczonym. Powoli podniosłam rękę. Na moim palcu iskrzył srebrny pierścionek. Zdobił go malutki diament. Był piękny. To być może jedyna pamiątka jaka mi została po Harrym. Chociaż to niemożliwe. Niemożliwe, że ja przeżyłam, a on nie. On musi żyć. Musi! Nie może mnie teraz zostawić. Kocham go...
- Hej.- uśmiechnął się do mnie chłopak, który przyjechał ze mną do szpital. Usiadł na krześle koło mojego łóżka. Spojżałam się na niego pytająco. Co on tu robi? Nie ma własnych problemów?!
-Ooo.. Przepraszam, nie przedstawiłem się. Jestem Bartek.- przedstawił się.
- Też jestem z Polski.- uśmiechnęłam się- Mam na imię (T.I).- rozmawialiśmy dalej o tym co się stało. Chłopak tak właściwie nie zaznał(chyba) większych obrażeń. Ja powiedziałam mu swoją historie, a on mi swoją. Okazało się, że też nie miał w życiu łatwo. Jego rodzice się rozwiedli jak miał dwa latka. Mieszkał z matką, która z czasem zaczęła pić i go zaniedbywać. Chłopak- przepraszam Bartek- został moim przyjacielem. Tak, tak, znam go od..yyy.. pięciu godzin. I co z tego. Zdążyłam dostrzec, że chłopak jest wspaniałym człowiekiem, i że mamy wiele wspólnego.
Nagle Bartek zaczął strasznie kasłać... krwią. Zamknęłam oczy. Zaraz zwymiotuję! Przybiegła pielęgniarka. Zaprowadziła chłopaka do... tak właściwie nie wiem dokąd go zabrała... Cholera! Dlaczego po kolei wszystkich mi zabierają!? To Harry, to Bartek... Szpital to okropne miejsce. Tyle ludzi tu zasypia... i już się nie budzi. Tylu ludzi łudzi się w tym miejscu, że przeżyją. Tylu ludzi walczy o przeżycie. Umierają tu nie tylko dorośli, ale też dzieci, nawet noworodki. To straszne. Nikomu nie życzę, żeby sie tu znalazł- nawet moim rodzicom, którzy tak mnie potraktowali. Nie chcę tu być. Jak mam mieć dobry humor skoro koło mnie są smutni, rozgoryczeni ludzie? Nie potrafię na to patrzeć.
- Wie pani gdzie jest moja mama?- sześcioletni chłopczyk pokazał mi zdjęcie kobiety. Spojżałam na chłopczyka. Co miałam mu powiedzieć? Na próżno szukasz swojej matki? Twoja mama nie żyję? Nie umiem.
- Chodź do mnie.- przytuliłam mocno chłopczyka. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.
- Przykro mi... Nie widziałam.- dodałam smutno. Chciałabym mu pomóc. Patrzyłam tylko jak chłopczyk odchodzi ze spuszczoną głową i zaczyna szlochać. Nie proszę. Nie chcę, żebyś się smucił...
-Zabierzcie mnie stąd!- krzyknęłam na całe pomieszczenie. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. Jak na chorą umysłowo dziewczynkę, która powinna być teraz w szpitalu psychiatrycznym. Miałam to w du... nosie! Chcę wyjść i nie wrócić.
Pielęgniarka zabrała mnie na wózku przed szpital. Było tam kilka ławeczek i mały staw. Chyba dobrze mi to zrobi. Odsapnę i wrócę. Myślałam, że na zewnątrz będzie lepiej... myliłam się. Ludzie tu żebrali, prosili o pomoc, płakali. Dlaczego spotkało to tych wszystkich ludzi? Dlaczego? Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam cicho płakać. Tak im współczuję. Im, Bartkowi... sobie. Brzmi to samolubnie, ale co poradzę? Też straciłam wszystko co miałam. Nie chcę już żyć. Tak wiem, chyba za często to mówię. Prawda jest taka, że bez Harrego nie umiem żyć. Siedziałam tak i użalałam się nad... wszystkimi.
- (T.I)?- usłyszałam znajomy głos. Podniosłam głowę. Harry? To on? Tak, to on!
-Harry! - krzyknęłam ze łzami w oczach... łzami szczęścia. Harry wpadł na mnie i złączył nasze usta w słodkim pocałunku. Przytulił mnie mocno.
-(T.I) myślałem, że cię już nigdy nie zobaczę!- płakał. Jak się cieszę, że go znalazłam... a raczej on mnie. Dziękuję! Zaczęłam płakać jak dziecko. Boże! Jestem wielką szczęściarą!
- Nigdy więcej... nigdy..- szlochałam
- Obiecuję.- szepną mi Harry
*DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ*
Dziś wracamy do domu. Cieszę się bardzo. Już nigdy nie zobaczę tego miejsca. Mam z nim złe wspomnienia, nienawidzę go. Mogłam stracić tu najważniejszą osobę w moim życiu. Dowiedziałam się, że Bartek jest zdrowy. Wyjechał i jest już w Polsce. Cieszę się z tego powodu. Oprócz tego widziałam tego chłopczyka, który pytał mnie o swoja mamę. Chyba ją odnalazł. Siedział z jakąś kobietą, śmieli się razem, rozmawiali, przytulali. To słodkie. Zanim weszłam do samolotu ostatni raz spojżałam się na wyspę. Tyle złych wspomnień, tyle złych przeżyć... ale jest też jedno dobre. Chyba wiecie jakie. OK. Lecimy do domu...
Hej! ;3 Co tam u was? Dodałam właśnie ostatnią część imagina z Harrym. Uważam, że mi nie wyszła. ;c No ale sami oceńcie... Proszę o komentarze! ♥
Stylesowa ; *
Nie wyszło? Był świetny! Stylesowa piszesz boskie imaginy!
OdpowiedzUsuńPOPŁAKAM SIĘ NA KOŃCÓWCE !!!!!!!!!!! NA SERIO STYLESOWA ;) ALE TO ŁZY SZZĘŚCIA !!!!!! ZNAM CIE xD
OdpowiedzUsuń